Dzisiejszym mieszkańcom Modliborzyc i powiatu janowskiego sam pomysł uprawy winorośli może zrazu wydawać się dość egzotyczny. Szlachetne wino przez długi czas kojarzono z Francją, Włochami, Bałkanami....ale z Polską i rodzimą okolicą? Otóż nic bardziej mylnego bo produkcja rodzimego wina na terenie Modliborzyc ma bardzo długą i świetną tradycję. Niestety w mroku dziejów, dramatów historycznych i wojen, stopniowo zapominaną.

Jak stara jest historia winiarstwa w okolicy? Starsza niż Modliborzyce bo równocześnie z powstaniem parafii Słupia Dłutowa w 1412 roku założono kościółek, w którym odprawiano msze. Do liturgii niezbędne jest wino, które w tym czasie musiało pochodzić z rodzimej produkcji. Sprowadzanie wina mszalnego z okolic Sandomierza czy Janowca w tym czasie byłoby nie do pomyślenia. W okolicy Modliborzyc dosłownie "roiło się" od dużych zalegalizowanych winnic i słynnych w rozległej Rzeczpospolitej. Dokumenty lokacyjne np. Bychawy z 1537 r. czy Tomaszowa Lubelskiego z 1621 r. pozwalały mieszczanom produkować i sprzedawać własne wino (w Bychawie kwartalny podatek ustalono na 1,5 gr., w Tomaszowie Lubelskim żądano 1 florena od kadzi wina), Także w pod biłgorajskim Górecku Starym w 1589 r. była notowana winnica, winorośl uprawiano też w Zwierzyńcu Zamoyskich. Wszystkie miejscowości posiadały własne parafie co znacznie ułatwiało uzyskanie pozwoleń na produkcję i sprzedaż tego szlachetnego trunku.

Zalety wina z Lubelszczyzny trafnie opisano w XVII wiecznej korespondencji "w smaku jako ziemia lekka a urodzajna ziołem trącąca, w zmysłach jako niewiasta gładka a nadobna", toteż nic dziwnego, że miejscowe wina doceniali proboszczowie parafii Słupia, chociażby ksiądz Piotr Dąbrowski, który chodził do karczmy i grał w karty. Lubił pić wino i piwo zarówno na plebanii, jak i w karczmie. Przy czym zwolennikiem wina był niemałym bo przez to niedzielnych kazań zaniedbywał a kancelaryję źle prowadził.

Jak do spożywania wina podchodziła szlachta polska najlepiej oddaje fraszka Jana Kochanowskiego:

Nie dbałem nigdy o złoto,
Alem tylko prosił o to,
Aby kufel stał przede mną,
A przyjaciel pijał ze mną
A tymczasem robotnicy Pieczę mieli o winnicy;
To wszystko moje staranie, To skarb, złoto i zebranie.
Ani dbam o kasztelana
Trzymając się mocno dzbana.”


Rubaszny tekst nie wymaga komentarza bo mówi wiele sam za siebie.

Winnice i produkcja rodzimego wina w XVII w. przeżywały ciężkie chwile. Wszystko niejako sprzysięgło się przeciwko produkcji "rodzimego wina". Po pierwsze klimat. W XVII stuleciu nastały wyjątkowo mroźne, śnieżne i długie zimy. Klimat oziębił się znacznie na Grenlandii (Zielonej Wyspie) wskutek oziębienia klimatu "dogorywali" ostatni wikingowie. Z Polski do Szwecji podróż przez skuty lodem Bałtyk odbywano saniami. A wspaniałe winnice, z których słynęła I Rzeczpospolita? No cóż , po prostu, wymarzały karłowaciały i ginęły. Wiele plantacji winorośli, w dorzeczu Wisły, zniszczono podczas najazdu szwedzkiego. Inne, "z braku ludzi do pracy i wyludnienia" zginęły.

W samych Modliborzycach i okolicy proces ten przebiegał powoli wszak jeszcze u Wojciecha Wiercieńskiego "ksiąg i wina przedniego swojego chowania nie brakowało". A jeśli chodzi o przyjęcia u samych Wiercieńskich to i tu na pierwszym planie "prócz Węgrzyna wino rodzime a dobre (inaczej mocne) na stoły szło". Dlaczego jeszcze w I połowie XIX w. uprawiano (chociaż w coraz mniejszej skali) winorośl? Chyba największą zasługę miał w tym terenie swoisty mikroklimat i "dwa wzgórza", z których jednego nachylone jest do strony północnej, drugie do południowej. Nie wolno zapominać, że jeszcze na przełomie XVIII -XIX w. w samych Modliborzycach istniało 27 "zalegalizowanych" punktów sprzedaży wina" (zapewne istniały też niezalegalizowane) a trzeba dodać, że najskromniej w tym czasie wydawano propinacje i konsensy (zezwolenie na sprzedaż) jeśli chodzi o miody i wina i to pod warunkiem uspokojenia czopowego dla arendy należącego. Handel winem w samych Modliborzycach kontrolowali miejscowi Żydzi, z zastrzeżeniem, że nie w czasie jarmarków, targów, wesel, chrztów, styp na pogrzebie chrześcijańskim bo wtedy od arendarzy chrześcijańskich kupione być winno.

Jednak co tu dużo ukrywać coraz większym popytem cieszyła sie produkcja "gorzałki i inszych mocniejszych trunków", których produkcja była tańsza i łatwiejsza. W Modliborzycach, obok okowity, miejscowe wino produkowano w tutejszych gorzelniach jeszcze w II połowie XIX w. i stało się ono wręcz narzędziem politycznym. Oto nowy właściciel Modliborzyc Władysław Gorzkowski zwolennik reformy uwłaszczeniowej i wraz z Ignacym Solmanem współtwórca heroicznej partii modliborzyckiej, chcąc się z fornalami na modłę demokracyjów bratać poprowadził tuzin parobków łąki dąbskie kosić. A że suto fornali winem i okowitą raczył i pasować się z nimi (uprawiać formę zapasów) to w tydzień nie uczynili tego co w dwa dni uczynić powinni. W czasie powstania styczniowego miejscowi gorzelnicy zasili szeregi partii Ignacego Solmana. Bracia Wójciccy - "gorzelani miejscowi karę od Moskala ponieśli. Paweł Wójcicki poległ dwoma kulami ugodzony w Modliborzycach [...] dopadli do niego kozacy i szablami rąbać poczęli a twarz i głowa gorzelanego porąbane były iż nieszczęśnika poznać nie podobna”. W tym przypadku produkcja alkoholu jednak szła w parze z heroizmem i poświęceniem.

W 1872 produkcję rodzimego trunku, tym razem, piwa próbował rozwinąć "niecnota Michelis". Browar powstał w Wierzchowiskach a jego wyroby cieszyły się uznaniem, ale cóż kiedy w 1914 madziarowie z 37 pułku piechoty CK spalili wierzchowski browar. Kto wie może motywem tego uczynku była ich obawa, że piwo z Wierzchowisk "zaleje" rynek węgierski. Po powstaniu styczniowym tradycja uprawy winorośli zamiera. Pożary, epidemie, upadek gospodarczy miasteczka zmieniły gusta "Modliborzaków". Popularnym trunkiem stała się gorzałka, mocniejsza i bardziej niebezpieczna niż "poczciwe" niskoprocentowe wino. Problemów z tytułu spożycia wysokoprocentowych alkoholów było sporo, bo jak ze zgrozą pisał na łamach Gazety Świątecznej Andrzej Gruszka "wielu było takich co z karczmy nie wychodzili a żony posiłek im donosiły bo z głodu by pomarli i tak całe dnie spędzali" lub gdy dwóch parafian pieniądze zebrane z kolędy przez zacnego proboszcza Siekierzyńskiego "w karczmie bezwstydnie w gorzałce przepili". Jednakowoż w wieku dwudziestym już nikt nie pamiętał o winnicach i szlachetnym winie rodzimej produkcji.

Wino stało się (o zgrozo) synonimem taniego, szkodliwego dla zdrowia trunku kupowanego przez najbardziej zdesperowanych amatorów alkoholu. Niestety ten pogląd na naturę wina utrzymuje się po dziś dzień. Obecne wina wytwarzane w rodzimych winnicach to trunek dla koneserów o dopracowywanym smaku. Uprawa winorośli jest zajęciem żmudnym ale dającym satysfakcję, szczególnie gdy wkłada się w to "sporo serca". Mamy nadzieję, że po latach uda się nam przywrócić znaczenie i kulturę spożywania tego wspaniałego trunku, bo jak się zwykło mawiać "historia zatacza koło" również w tym przypadku.